czwartek, 23 lipca 2015

A little bit about title

 Nazwy blogów są zazwyczaj związane z imieniem/nazwiskiem twórcy, bądź mają w sobie jakiś ukryty przekaz... Może to być wyznaczony temat dla danego bloga, jakiś mądry cytat lub (tak jak w moim przypadku) spontanicznie poskładane wyrazy.
Jak zapewne już zauważyliście nazwa mojego bloga brzmi: Another day... will be perfect. Skąd pomysł? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia skąd wzięła się taka, a nie inna całość, ale wiem jak powstał początek. Kiedyś zupełnie przez przypadek, trafiłam na jedną z piosenek Amy Diamond - Another day. Od samego początku tak bardzo mnie urzekła, że mogłam (i nadal mogę) ją słuchać całymi dniami. Świetna muzyka, cudowny głos Amy i do tego bardzo mądry tekst. Polecam!
No i takim oto sposobem przy zakładaniu bloga nuciłam sobie oczywiście co? Another day! Jednak sam tytuł piosenki to trochę za mało...Czegoś mi brakowało..."Pewnego dnia" ale co "pewnego dnia"? Brzmi trochę jak początek opowiadania z języka polskiego, a raczej nie chce mieć bloga, który będzie się Wam kojarzył z wypracowaniami...W piosence Amy było, ze "pewnego dnia się spotkamy", jednak wydaje mi się, że nie jest to dobry pomysł na nazwę bloga. Brzmi co najmniej dziwnie. I tak do słowa do słowa, zaczęłam wymyślać rożne końcówki, aż padło na "will be perfect". I choć przy zakładaniu bloga było to zwykłym zlepkiem słów, po przyjrzeniu się mu bliżej to naprawdę ma sens. "Pewnego dnia będzie idealnie"...
W dzisiejszych czasach każdemu coś brakuje do bycia w pełni szczęśliwym. Zawsze stoi coś lub ktoś na naszej drodze, który sprawia, że nasze życie nie jest takie, jakie chcielibyśmy, żeby było. Jednak mimo przeszkód, jakie stawia nam los, ciągle wierzymy, że w bliższej lub dalszej przyszłości będzie dokładnie tak, jak sobie wymarzymy. Będzie po prostu IDEALNIE! Wydaję mi się, że taki tok myślenia dodaje nam chęci do życia, bo ciągle mamy nadzieje na tzw. lepsze jutro. Kiedy wszystko się nam wali i idzie nie tak, jak powinno - mamy siłę by sobie z tym poradzić bo wierzymy, że kiedyś się ułoży, że będzie dobrze, a może nawet lepiej...I tego właśnie życzę zarówno Wam, jak i sobie, żeby pewnego dnia było idealnie!

czwartek, 2 lipca 2015

Spontanious cinema

Ostatnia notka była trochę o mojej chorobie, która po zażyciu lekarstw nieco przeminęła. Tak więc, gdy tylko lepiej się poczułam, postanowiłam wyjść gdzieś z przyjaciółką. Padło typowo zakupy i...kino.
 Całkiem spontanicznie wybrałyśmy film "Najdłuższa podróż". Był to jak najbardziej trafny wybór! Ogólnie, jest to ekranizacja najnowszej ksiązki Nicholasa Sparksa - autora m.in. "I wciąż ja kocham".
Film składa się z 2 bardzo do siebie podobnych wątków. Jeden opowiada o miłości studentki, miłośniczki sztuki - Sophii do słynnego kowboja( jakkolwiek to brzmi haha), uczestnika rodeo Luke'a. Pozornie uczucie rodzące się pomiędzy nimi nie ma prawa bytu, a jednak... Drugi wątek to historia Iry i Ruth, która jest łudząco podobna do wcześniejszej. Miłość, która mimo wielu różnic łączy dwojga zupełnie przeciwnych sobie ludzi to główny temat owego filmu. Oba wątki łączą się w 1, gdy Sophia i Luke ratują Irę z wypadku samochodowego. Od tego czasu rozpoczyna się ich najdłuższa podróż do miłości.
Stopstopstop więcej już nie zdradzam! Musicie sami to obejrzeć! Naprawdę polecam ten film wszystkim miłośnikom filmów romantycznych i nie tylko. Szczególnie w zimne wieczory i #saddays, które każdy z nas czasem miewa. Trochę wzrusza, ale nie doprowadza do łez, trochę bawi, ale nie doprowadza do napadu śmiechu. W sam raz, by się trochę oderwać od rzeczywistości, czy najzwyczajniej zrelaksować i odstresować.